Dlaczego przestałam być opiekunką?

12 marca 2014 16:03 / 4 osobom podoba się ten post
Barbara niepowtarzalna

Przed chwilą przeżyłam horror , myślałam już , że tyle Was zrezygnowało z "zawodu".....No , bo tytuł mówi sam za siebie ....: "Jak przestałam być opiekunką "...czy jakoś tak :-))))))))

Weszlam na forum po dlugiej nieobecnosci i tez mnie ten tytul przerazil . Hellyspring trzymaj sie dziecko ! Kiedys sie zastanawialam czemu Cie tak dlugo na forum nie bylo.
12 marca 2014 16:04 / 2 osobom podoba się ten post
Ja jak pierwszy raz wyjechałam też byłam w "trójcy" ale troche innej :) . Ja - koordynator - córka PDP :) A czasem Ja - córka PDP  - kordynator. Troche dziwna spójność...ale firma była na końcu :))
12 marca 2014 16:52 / 2 osobom podoba się ten post
wichurra

Tylko z drugiej strony tak sobie myślę, że koordynatorka też by mogła co jakiś czas zadzwonić do rodziny i dopytać o aktualny stan zdrowia.

Wichurra, ja jak się ostatnio pozaliłam to moja koordynatorka mi powiedziała, ze nie rozumie co w opiece tej pani jest takiego ciężkiego. Babcia prawie stuletnia.....k......cały opis jej chorób dałam i nie rozumie.............. Po tej całej akcji nikt nawet się nie odezwał zapytać czy wizyta lekarza i zmiana leków pomogła. Więc przyjedzie następna i firma będzie liczyć na łut szczęścia w postaci opiekunki zaciskającej zęby i nie znającej kompletnie się na tym, co wolno opiekunce a co nie. Nasza praca jest na granicy prawa, ale jak jeszcze rodzina jest ok, lekarz przychodzi regularnie (nawet jak marna z niego pociecha) i pacjent trochę kumaty to jakoś człowiek te zęby zaciśnie. Ale co zrobić jak pacjent ubezwłasnowolniony/? Najważniejsza jest kasa z kontraktu, a niby moja firma ciężkich kontraktów nie bierze..............
12 marca 2014 16:58
Koordynatora w De też mam spoko , od 3 miesięcy, zawsze dostaję od niego "cmoka" w powietrze, a moja pdp oburzona ,, od kiedy to my się całujemy:)
OPiekun kontraktu w Pl- miałam dwóch jednocześnie-- super klienci-- jedna mi zaginęła w styczniu:), druga też już nie pracuje od kiedyś tam:( Teraz ślę maila za mailem bo zamierzam zjechać-- kto jest nowym opiekunem -- czekam dwa dni:(  Ale tak to reagują szybko.
12 marca 2014 17:01
dorotee

Koordynatora w De też mam spoko , od 3 miesięcy, zawsze dostaję od niego "cmoka" w powietrze, a moja pdp oburzona ,, od kiedy to my się całujemy:)
OPiekun kontraktu w Pl- miałam dwóch jednocześnie-- super klienci-- jedna mi zaginęła w styczniu:), druga też już nie pracuje od kiedyś tam:( Teraz ślę maila za mailem bo zamierzam zjechać-- kto jest nowym opiekunem -- czekam dwa dni:(  Ale tak to reagują szybko.

Ja też z moją opiekun nie mam problemu,fajna dziewczyna,przesympatyczna i tak naprawdę prawdziwe ifo na temat babki dostała ode mnie.A koordynatora ni znam i zastrzegłąm sobie przed wyjazdem w firmie,że kontakt tylko z moim oddziałem w koszalinie.Koordynator nie wchodzi w rachubę.Zjeżdżam przed czasem bez problemu,nowa pani na moje miejsce już jest,bus już mam zamówiony dawno temu....Taka ta moja P Basia...
12 marca 2014 17:08
gosia35

Ja też z moją opiekun nie mam problemu,fajna dziewczyna,przesympatyczna i tak naprawdę prawdziwe ifo na temat babki dostała ode mnie.A koordynatora ni znam i zastrzegłąm sobie przed wyjazdem w firmie,że kontakt tylko z moim oddziałem w koszalinie.Koordynator nie wchodzi w rachubę.Zjeżdżam przed czasem bez problemu,nowa pani na moje miejsce już jest,bus już mam zamówiony dawno temu....Taka ta moja P Basia...

U mnie zmiana to jest zawsze na ostatnią chwilę, niestety, ja już się nie denerwuję, ale rodzina jak to Niemcy wolą miec wszystko zaplanowana.
13 marca 2014 08:15 / 9 osobom podoba się ten post
Witajcie moje drogie. Przepraszam, że tak nieregularnie i z rzadka dodaję wpisy, lecz b. duzo ostatnio pracuję i wracając umordowana nie mam za bardzo siły wykrzesać z siebie więcej, tymczasem zależy mi (a i Wam pewnie też, skoro czytacie moje wypociny), aby te wspomnienia reprezentowały soba przynajmniej minimalną wartość literacką.

Dość jednak, że serce roście, gdy widzę, że czytacie i że wątek sie rozwija. Od siebie apropos dodam, że podejrzewam iż nie jestem jedyną, która zrezygnowała własnie przez wzgląd na niekompetentna koordynatorkę a o "docieraniu się" z pacjentem i rodzina będzie duzo więcej w kolejnej części historii (o kontrakcie, po którym definitywnie juz zrezygnowałam z pracy w opiece, bo po leżącej babci zdecydowałam się raz jeszcze podjąć opieki nad... ale, na to będzie jeszcze czas).

Dość jednak, że wracając do zasadniczej części.
Przyjechali. To znaczy Łysy z siostrą. Kiedy otworzyłam drzwi i po raz pierwszy zobaczyłam panią Kathy...

Dziewczyny, pisałam juz, na co (czy też raczej na kogo) byłam nastawiona.
Nie mogłam się bardziej pomylić.
Pani Kathy była maleńką, siwiuteńką staruszką o dużych, mądrych, niebieskich oczach, poruszała się sama, choć z trudem, ale nie pozwalała sobie pomagać. Nikomu.
Heinrich w jej towarzystwie zachowywał sie pokornie niczym uczniak pod okiem srogiego nauczyciela, ale jak się miało okazać, to Pani Kathy była mistrzynią spokoju i pokory. Stała ubrana w wełniany płaszcz i błękitną, dzierganą czapeczkę, której, jak sie okazało, nigdy nie zdejmowała, usmiechnęła sie i wyciagnęła do mnie rękę na powitanie.
A wraz z jej pojawieniem sie, poczułam dziwny spokój.

Moja pacjentka tkwiła w swoim zwyczajowym półsnie przy włączonym telewizorze, jednak kiedy Pani Kathy podeszła do jej łózka, by sie przywitać (unikając budzenia podopiecznej), wydawało się, jakby przez napięte do tej pory rysy twarzy babci przemknął cień uśmiechu.

Ciekawostką jest fakt, iż Pani Kathy nie była w żadnym stopniu spokrewniona z moja pacjentką; podejrzewam, że była przyrodnia siostrą stryjecznego siostrzeńca z pierwszego małżeństwa jego ojca (domyslam się, jako że Heinrich i moja podopieczna nosili różne nazwiska, więc najprawdopodobniej skoligaceni byli po kądzieli), na co wskazywałaby tez róznica wieku. Ale tego, ile w ciągu następnych 3 dni (tyle jeszcze pozostałam na owym kontrakcie) starała się zrobić dla mojej podopiecznej, podejrzewam nie byłaby w stanie zrobić rodzona córka ani siostra.

cdn.
13 marca 2014 08:53
pisz mi pisz bo aż korci mnie.....
13 marca 2014 09:40 / 8 osobom podoba się ten post
Jeszcze troszeczke o Pani Kathy, bo ona mimo woli okazała się kluczową postacią całej sytuacji, pomimo, iż brała w niej na dobrą sprawę nikły udział.

Była bardzo wierzącą osobą (co ja, jako praktykująca i wierząca katoliczka doceniam, ale nienawidzę sztucznego dewoctwa - Pani Kathy była w swojej wierze szczera i naturalna, ponadto niczego mi nie narzucała). Była (jest, bo gwoli ścisłosci, do tej pory mam z nia kontakt korespondencyjny) niezwykle czysta w dosłownym tego słowa znaczeniu, tzn, pełna toaleta 2x dziennie, rzecz jasna bez jakiejkolwiek asysty (pomimo wieku), a ponadto absolutnie niewymagająca, skromna, pokorna a jednak wzbudzająca automatyczny szacunek. Oraz sympatie, co niemal równie istotne.


Niezwykła kobieta. Niezwykły duch w ciele drobniuteńkiej babuni. cdn.
13 marca 2014 13:54 / 6 osobom podoba się ten post

"Cofnijmy się w czasie" o te kilka godzin, podczas których narosło tutaj wpisów, chyba nie do końca związanych z tematem.

13 marca 2014 13:56 / 2 osobom podoba się ten post
Haha wódz przemówił:) Tak trzymać:)
13 marca 2014 19:00 / 3 osobom podoba się ten post

Hihihihihi ----> Moderator :) Pani Kathy była Aniołem. Tyle mogę powiedzieć. Nikt z nas nie wie, kiedy odejdzie z tego świata, ale każdemu wypada życzyć w tej nieszczęsnej godzinie asysty kogoś takiego, jak Pani Kathy. cdn.

13 marca 2014 19:31
No to napięcie narosło, że he! A tak przy okazji to mogłabyś do mnie teraz przyjechać. Bo ten Twój opis to ekstremalny jest fakt i wierzę, że po czymś takim to tylko traumy można dostać. Bo ja mam coś takiego tylko w wersji light. Bo niby chata bogata, nie oszczędzają, ale gdzieś mam takie dziwne uczucie, że babci mojej to z tego świata zejść nie wolno i już. Dla mnie tak czy tak to pierwszy i ostatni raz tutaj ..........i nigdy wiecej kogoś powyżej 95 lat do opieki nie biorę.
14 marca 2014 07:12 / 3 osobom podoba się ten post

Athenka i Andrea dajcie już obydwie spokój proszę.

15 marca 2014 08:36 / 12 osobom podoba się ten post
Przepraszam osoby, które czekały na ciąg dalszy historii za moje dwudniowe milczenie; dwukrotnie dodawałam (bądź też próbowałam dodać) posta i dwukrotnie napotkałam problemy z ( swoim) połączeniem, zniechęcona odkładałam zatem ciąg dalszy w czasie. Mam nadzieję, że tym razem się uda :)

Myli sie jednak ten, kto oczekuje nagłego wzrostu napięcia i tempa akcji; mój pobyt u chorej podopiecznej trwał, w towarzystwie Pani Kathy już jedynie 2 dni (Pani Kathy zjawiła się w czwartek, na sobotnie popołudnie przewidziany był przyjazd zmienniczki, bliżej nieznanej mi pani z Rumunii). Ale te 2 dni wystarczyły, bym w jakimś stopniu doszła do siebie - Pani Kathy była niesamowita w swoim powołaniu; zdaje się, że była emerytowana pielęgniarką, także starą panną, jednak zupełnie podporządkowaną Bogu; chyba złozyła jakieś świeckie śluby, nie powiedziała mi tego wprost, ale tak wynikało z rozmowy.

Była mi niezwykle pomocna, tak, jak tylko pomocna może być ograniczona wiekiem staruszka, a przy tym stanowiła wyjątkowe wsparcie duchowe dla mojej pacjentki. Okazało się, że obie wiekowe damy nie znały się długo (co też wskazuje na to, że nie były w żadnym stopniu spokrewnione), a jednak pani Kathy czuwała przy łóżku chorej praktycznie całą dobę, zajmując się nią, jak wspomniałam, lepiej niż rodzona siostra czy córka. Bo z babcią nie było już dobrze, posiłki ograniczały się do witaminowych koktajli, ponadto otrzymała bardzo silne leki przeciwbólowe na bazie morfiny, które stłumiły nocne ataki, ale wtrąciły też podopieczną w stan permanentnego letargu.

Nikt nie wymagał już ode mnie transferu, a w towarzystwie Pani Kathy Heinrich nie ważył się na podejmowanie żadnych samowolnych decyzji, tudzież nie przedsiębrał żadnych kroków celem zapewnienia chorej "lepszej" opieki. Miałam też stały kontakt z agencją i zdawałam na bieżąco relację ze stanu zdrowia podopiecznej, wciąz bolały mnie plecy i ręce po tych koszmarnych pierwszych kilku dniach, lecz czułam się juz duzo lepiej, naprawdę, mam wrażenie, że obecność Pani Kathy tak wpływała na otoczenie.

Wiem, że duchowość to bardzo krucha i drażliwa kwestia i kazdy ma prawo mieć na ten temat własne zdanie, jednak dziś z perspektywy czasu mysle, że Pani Kathy nie znalazła się w tym miejscu przez przypadek. Wydaje mi się, że miała misję to spełnienia - pomóc babci bezpiecznie przejść "na drugą stronę" i ulzyć jej cierpieniu, a przy okazji wspomóc także mnie. Cóż, Pani Kathy żyje i mieszka w Essen, dzieki niej wiem, co było dalej. Dysponuję adresem, gdyby któraś z Was potrzebowała wsparcia :) Tylko w razie czego warto się spieszyć, ona w tym roku kończy 91 lat.

cdn.