Miałam to napisać wczoraj, ale jak sobie przypominałam ten dzień, to mnie otrzepywało i wolałam ochłonąć

.
Moja Wielka Niedziela z Babcią:
Po 6 dobijanie się do drzwi : "Już późno, wstawać!!!". Tak jest każdego dnia, chociaż Ona dobrze wie, że już nie śpię. Złożyła mi życzenia i zasiadłyśmy do odświętnego śniadania (takiego jak w każdą niedzielę ) czyli bułeczka, która podkreśla niecodzienność sytuacji, bo normalnie jest chleb tostowy i "niecodzienna" Leberwurst, bo w pozostałe dni są dżemy. Po tym odświętnym śniadaniu ubrałyśmy się wizytowo i czekałyśmy na stosowną porę do wyjazdu z domku. Aby umilić mi czas, Babcia kazała mi ściągnąć firanki w łazience i je wyprać. Powiedziałam, że dzisiaj jest Święto i Ona nie powinna nawet myśleć o sprzątaniu. Pojechałyśmy najpierw po kwiaty na cmentarz. Okazało się, że kwiaciarnia jest czynna dopiero od 10.30, więc spędziłyśmy pół godziny w samochodzie. Masakra. Babcia non stop pytała o czym myślę. Czasami mam wrażenie, ze Ona jest zazdrosna nawet o czyjeś myśli, bo nie wiadomo czy czasami tam nie króluje ktoś inny, a nie jaśnie nam panująca Babcia

. Przed wyjazdem pytałam się czy na pewno zna drogę do siostry, Oburzyła się niesamowicie na mnie, że mogłam sugerować, że jej nie zna. Babcia nienawidzi nawigacji, bo poprzednia dziewczyna ustawiła ją sobie na język polski i kiedyś rzuciła jej tą nawigacją o szybę w samochodzie. Ja głupia uwierzyłam Babci, że Ona zna trasę.......Dojechałyśmy do Erlangen, Babcia wpędziła mnie w miasto i urwał się trop.... Po jakiejś godzinie od wyjazdu z domku i kluczenia po mieście, przestałam Ją słuchać i jak tylko zobaczyłam kierunkowskaz Forcheim, to zawróciłam. Zadzwoniłam do siostry Babci, powiedziałam co się stało, podała mi adres i wbiłam go w nawigację. Babcia wspaniałomyślnie zgodziła się, abym to ja teraz decydowała w jaką stronę pojedziemy. Dotarłyśmy bez przeszkód na miejsce, nie wspominam już o tym, że Babcia, gdy tylko zaczęła się orientować, gdzie już jesteśmy, kazała momentalnie wyłączyć mi nawigację, mimo tego, że ustawiłam ją na język niemiecki. (nie zrobiłam tego). U siostry Babci było super. Przyjęła nas po królewsku i zakazała mi wstawać od stołu, ona zajęła się obsługą Babci - a było co robić przy Niej. Po obiadku poszłyśmy na spacer, mimo protestów Babci, która wcale nie wychodzi z domu. Siostra zresztą zapytała o to, a Babcia oczywiście skłamała, że spacerujemy każdego dnia. Później miałam okazję porozmawiania z siostrą na osobności. Opowiedziałam jej o charakterku Babci, o tym Jej sprzątaniu, o lataniu po drabinach, o tym, że siedzi w domu tylko. Powiedziałam, ze nie pozwoliła mi zaprosić tutaj koleżanki na kawę i powiedziałam też, że więcej tutaj nie wrócę... Powiedziała, że doskonale mnie rozumie, ale poprosiła, abym nie mówiła Babci, ze nie przyjadę tutaj więcej, oni później coś wymyślą dlaczego nie wróciłam.
Czekała nas droga powrotna. Babcia zakazała oczywiście załączania nawigacji, ale spotulniała, jak siostra krzyknęła na Nią. Oczywiście, gdy tylko siostra zniknęła nam z pola widzenia, kazała wyłączyć ten złom. Powiedziałam, że to ja prowadzę i mi ten złom jest potrzebny, a Ona zawsze może zamówić taksówkę. Całą drogę się nie odzywała do mnie. Wieczorem chciałam porozmawiać sobie z mężem, a ta w jęk, że nie oglądam z Nią telewizji. Jak ja mogę ją tak zostawiać (wcale Jej nie zostawiam), stwierdziła, że to nienormalne, że my ( ja i mąż) mamy sobie tyle do powiedzenia. Przed snem opowiadałam Jej o polskich zwyczajach wielkanocnych, o Mokrym Poniedziałku - ale jak zaczęła wszystko krytykować, stwierdzać, że to jest głupie , przestałam się wysilać na rozmowę z Nią. Poszłyśmy spać w ciszy, co nie przeszkodziło Jej już z samego rana walić w moje drzwi, abym wstała. Teraz jesteśmy po śniadaniu, ja sobie z kawą siadłam przy komputerze, a Babcia...... siedzi na drabinie...