Nasze wpadki za granicą

24 sierpnia 2012 10:49
He he powiem szczerze że pewnie też bym się nacięła najpewniej przez to, że nie mam pamięci do takich głupot jak nazwiska. Nawet jakbym go poznała to nie powiedziałabym jak się nazywa :)
24 sierpnia 2012 12:32
ellaya - ja też miałam test językowy w tej agencji co Ty, telefoniczny. Myślę, że był porządnie przeprowadzony, bo rozmowa trwała ponad 15 minut i na różne tematy - począwszy od tego, dlaczego chce pracować, jakie mam doświadczenia, skonczywszy na rodzinie, studiach i przyszłości. Dostałam 1, czyli max, ale chyba nie na wyrost, bo z językiem nie mam tutaj problemów, a podopieczna mówi, że jeszcze żadna opiekunka nie mówiła tak płynnie:) nie chce się chwalić, nie o to mi chodzi. chce tylko powiedzieć, że mnie akurat chyba sprawiedliwie i adekwatnie ocenili, moją kuzynkę w sumie też. Dostała 3, bo faktycznie ma poziom komunikatywny. pzdr
11 września 2012 14:11
To i ja coś opowiem... Pierwszy spacer z dziadkiem, dziadek na wózku, bo kawałek do przejścia. Na pierwsze wspólne zakupy do Edeki. A zima była, początek stycznia, ja zero doświadczenia z jego składanym wózkiem (taki lekki, wygodny, z Breezy), córka mi tylko raz pokazała, jak dziadka sadzać, gdzie hamulce, gdzie pasek. Dziadek opatulony w dwa swetry i kurtkę, złożył ręce na brzuchu i nie umiałam zapiąć pasa, nic to myślę, pojedziemy bez, przecież pas nie taki ważny. Najpierw okazało się, że nie umiem pokonać krawężnika (potem córka pokazała mi, gdzie trzeba stopą podważyć przednie koła), więc całą drogę pokonywaliśmy jezdnią-miało to i swoje dobre strony, bo przynajmniej powierzchnia gładka. Ale w sklepie, za kasą biedny dziadek chciał chyba poprawić się na siedzeniu i ześlizgnął mi się z wózka ! W grubej, puchowej kurtce, więc miał ograniczone możliwości motoryczne. Przeraziłam się, usiłowałam mu jakoś pomóc, ale zapomniałam zablokować kół wózka, który odjechał do tyłu, na domiar złego w sklepie w tym samym momencie była jego córka! Na szczęście nie widziała zdarzenia. Wyobraźcie sobie, pierwsze 3 dni pracy, przerażony staruszek na ziemi, jeszcze bardziej przerażona opiekunka, bliska płaczu, zamiast pomóc, pogarsza jeszcze sytuację, co by sobie pomyślała ?? Ale wokół masa ludzi. Bogu dzięki, że dziadek był jeszcze wówczas na tyle "fit", że dał radę się podnieść i po chwili z humorem podszedł do całej sytuacji pomogła mi też jedna uprzejma babeczka i wszystko skończyło się dobrze, ale od tamtego czasu nigdy nie zapomniałam zablokować kół i wiem, że pas bezpieczeństwa w wózku jest jednak bardzo ważny :)



Potem śmigaliśmy z dziadkiem na spacery po 10 km, miałam całe mapy, gdzie toalety dla inwalidów, gdzie przejścia dla niepełnosprawnych, bo kolejną wpadką był pierwszy wyjazd do miasta: 4km, a jeszcze centrum miast leży na wzgórzu. Dojechaliśmy do cudownego parku magnoliowego (dziadek 3 lata nie był w mieście! Nikt nie wpadł na to, by go tam zabrać, mimo, ze cała rodzina dysponuje samochodami), chcemy wracać, chciałam przejechać przez plac zamkowy, a tam... wszędzie schody!! Kluczyliśmy po tym centrum dobre 40 minut, a schody były dosłownie wszędzie, tymczasem już 2-3 progi to przeszkoda nie do pokonania. No i spóźniliśmy się na wizytę Caritasu, chwała Bogu, że córka też umie robić zastrzyki. Ale potem opracowałam trasę tak, żeby schody omijać i kolejne dalekie wycieczki były już dla nas obojga przyjemnością :)
26 października 2012 13:39 / 1 osobie podoba się ten post
Kurna chata,jak ja Was Dziewczyny kocham,uchachana jestem niesamowicie,az sie poplakalam.Z jezykiem to jest tak,Komunikatywny zdany,i jest ok,z tym ,ze jezdzimy w rozne miejsca na terenie niemiec,a tam dziatkowie jak ich dzieci gadaja,miejscowym dialektem,i to rodzi czesto nieporozumienia,acz kolwiek,bardzo zabawne.15 lat temu pracowalam w okolicach SÄRBRUCKEN i nauczylam sie mowic ichnym dialektem,a bylam tam 2,5 roku.Jak przyjechalam tutaj w okolice KÖLN I DÜSSELDORF 4 lata temu,tez musialam sie w sumie uczyc,i tak to jest.A jesli chodzi o wpadki to jest ich kilka,ale ta jedna najbardziej utkwila mi w pamieci.......Moja podopieczna umarla,ale ja jeszcze ostatni raz przyjechalam,za prozba dzieci,zeby pilnowac domu.Bylam tam sama jak palec,i zatrzasnelam sie w klatce,pomiedzy glownym wejsciem ,krata ze stali,i szklanymi drzwiami.Szczescie,ze akurat gadalam przez tel. wiec dzwonie do syna ,ktory mial tego dnia przyleciec z Rostoku samolotem.i opowiadam cala sytuacje,a On leje ze smiechu,ja go pytam kiedy bedzie,a on ,ze o 20,a byla 10 rano.Kurna chata ,a ja w ryk,i moje pierwsze slowa do syna ALE JA NIEM PAPIEROSOW; a on jeszcze bardziej leje.Potem mnie pyta ze smiechem,ze moze jednak woda bardziej by sie przydala,bo upal byl straszny,ale mnie zatkalo,no nic pomyslal chwile i skontaktowal sie z ogrodnikiem ,ktory na szczescie mial klucz zapasowy,i mnie uwolnili.Trwalo to 3 godz.Ale HORROR,tak bez papierosa....
26 października 2012 13:43
Hogata, też Cię kocham. Rozbawiła mnie Twoja historia. Mamy takich wpadek trochę i może dobrze - nudno nie jest.
26 października 2012 14:54
ja też uwielbiam tu zaglądać :)
26 października 2012 16:44 / 1 osobie podoba się ten post
To i ja sie "pochwale". Na pierwszym wyjezdzie do Niemiec a bylo to ponad 5 lat temu tez mialam wpadke jezykowa. opiekowalam sie babcia, ktora byla na chodzie, ale musialam jej pomagac przy kapieli. Ktoregos ranka mowie do niej, jak juz wyszla spod prysznica, ze ma zalozyc Badeanzug. Ona patrzy na mnie dziwnie, ja na nia jeszcze dziwniej, no co nie rozumie co to znaczy Badeanzug?! Znowu jej powtarzam a ona na to, ze nie zadnego Badeanzug. "Jak to nie? Przeciez wczoraj wieczorem pani miala." "Nie mialam" - odpowiada. Wkurzona, bo nie lubie jak ze mnie ktos wariata robi, ide do jej pokoju i wracam z tym, czego szukalam. A ona do mnie:"Das ist kein Badeanzug. Das ist Schlafrock!" Myslalam, ze zapadne sie pod ziemie! Do dzisiaj i ja i moj facet sie z tego smiejemy! :))

26 października 2012 17:00
Ja bym tak w zyciu nie chciala sie nazywac! :))
26 października 2012 18:39
Na ostatnim wyjeździe mieszkałam w "twierdzy" otwieranej jednym kluczem.Zawsze wiedziałam, że KLUCZ i TELEFON to nieodłączne atrybuty. Wyszłam z podopieczną na spacer. Po ok. godzinie zaczęło padać więc wróciłyśmy do domu. Ponieważ moja podopieczna poruszała się na wózku, wchodziłyśmy zawsze przez garaż, który tym razem jak na złość był zamknięty. Nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć, kiedy zorientowałam się, że nie mam klucza. Mało tego nie miałam telefonu. Całe szczęście, że ona miała swój. Zadzwoniłam do jej męża i opowiedziałam co się stało. Wrócił bardzo szybko. Niestety dostałam taką reprymendę, że straciłam ochotę do życia.
26 października 2012 18:46
Ja piernicze,cale zycie Sw.Bozego Narodzenia,ale sie usmialam,ale musialas miec mine,hahahaha.Jak by mi sie to przytrafilo to bym chyba ze smiechu popuscila,hahaha
26 października 2012 20:00 / 1 osobie podoba się ten post
To ja też wam coś opowiem,ostatrni mój wyjazd,z niemieckim stoję jeszcze słabo,mówie do dziadków że jadę do miasta dziadzia mi mówi numer busa cwancisz zeks a ja do dziadka nie dziadzia żaden sex,hi,hi
26 października 2012 20:03
Chcecie jeszcze,zagadałam się z babką w busie,nie zauważyłyśmy że przekrovzyliśmy granice,podjeżdżamy pod cpn kierowca życzy nam smacznego obiadu,nie załapałam,chce kupić fajki gadam sprzedawcy po niemiecku a on mi po polsku trzeba było widzieć moją mine,
26 października 2012 20:17
jak pierwszy raz wyjeżdzałam to wydawało mi się ,że znam niemiecki ale rzeczywistość okazała się inna , trafiłam do babci która wynajmowała i mieszkania i pomieszczenia na biura. Kiedyś przyjechał facet , który wynajął biuro a do biura było przypisane miejsce parkingowe , nie miał się kogo zapytać gdzie jest to miejsce bo babcia pojechała z synową do lekarza i tylko ja byłam i on mnie się pyta gdzie jest jego miejsce parkingowe i gdzie może postawić auto , a ja nie zrozumiałam dość dobrze i kazałam mu zaparkować w piwnicy , facet tak na mnie spojrzał i roześmiał się w głos zrobiło mi się głupio i moim łamanym niemieckim pytam się dlaczego sie smieje więć mi wyjaśnił bardzo wolno

ze kazałam mu wjechac do piwnicy, do której nie ma wjazdu bo są schody ) do dzis mam ubaw z tej piwnicy
26 października 2012 22:17
tak czytając Wasze posty, przypomniała mi się jeszcze jedna historyjka, która nie była moją wpadką, tylko agencji.Wyobraźcie sobie, że do mojej podopiecznej miałam przyjechać taksówką. Wysiadłam z autobusu, wypaliłam papieroska i poczłapałam do taxi, podałam adres, wysiadam, dzwonię a tu ... cisza, dzwonię jeszcze kilka razy dalej cisza. Zgłupiałam, w głowie totalna pustka. Dobrze, że kierowca był przytomny i zapytał czy znam nr telefonu. Dzwonię i pytam dlaczego nikt nie otwiera mi drzwi? Co się okazało 2 miesiące wcześniej moja podopieczna się przeprowadziła i agencja niemiecka nie podała go mojej agencji. Zamiast zapłacić 15EUR podróż kosztowała przeszło 50 EUR. Najśmieszniejsze w tym było pytanie "jak to stoi pani pod domem, jestem na balkonie i nikogo nie ma".
26 października 2012 23:02
Buahahahaha,straszne ,ale smieszne,kurcze ,ale Nas spotykaja dziwne historie.