Daję plusa, bo pięknie to brzmi. Sama owoców morza nie znoszę, zapach mnie od dzieciństwa odstrasza. Od raków, wyłowionych przez mamę i rodzinę w jeziorze Hańcza, kiedy to uciekałam z domu bo nie mogłam wytrzymać aromatów... I nie lubię tego do tej pory. Jak w restauracji, gdzie na zmywaku pracowałam gotowali zupę na jakichś homarach czy czymś takim, to ciężko mi się po kuchni latało i odkładało wszystko na miejsce (bo byłam przeważnie tą rąbiącą kilometry ze stosami naczyć i innych kuchennych akcesoriów; to robiłam szybko, a jak zmywałam, to nam czasem te stosy rosły i bywało, że nam w drzwiach gary stawiali- niezła to była szkoła życia swoją drogą:-) )


Małży, ostryg, mątw ...próbowałam-nie przepadam. Są smakosze i niech jedzą na zdrowie jak lubią, bo to wartościwe jedzenie. Jedzenie ich nie zagraża miażdzycą, udarem zawałem. Tak, że z owoców morza zostają mi krewety. O kawiorze nawet nie wspominam-pewnie wielu ludzi się gdzies nim teraz objada...
