Jeśli nawet, to wcale mnie to nie cieszy .
Wolałabym, żeby było normalnie. Nie musimy się przyjaźnić ikażda niech pracuje po swojemu ,tak jak było w innych miejscach. Jedne zmienniczki lubiłam, a inne po prostu były.
Jak to normalni ludzie robią, po przyjeździe przywitałam się z seniorką-a że kobieta jeszcze była umysłowo sprawna, to się rozmowa rozwinęła. O zgrozo-po niemiecku i to bez zgrzytów. Na domiar złego , kiedy przyszla mnie "wybadać" rodzina seniorki mieszkająca w sąsiednim domu- znowu to samo


Atmosfera była ciężka i w tej sytuacji trudno nie oczekiwać, że Niemcy nie będą obserwować opiekunek i ich zachowań i wyciągną własne wnioski. Tak też się stało. Mimo zachęt rodziny, pojechałam tam na zmianę jeszcze 2 razy i odpuściłam. Kobita dostała ode mnie prztyczka w nos , a zimna wojenka,mogąca się w każdej chwili przerodzić w otwartą wojnę mnie nie satysfakcjonowała. Szkoda nerwów, a własnie bezrobocie mi nie groziło.
Jak pisała Dorotee- zablokuj ją, nie denerwuj się. Jesli rodzina mądra, a Ty nie chcesz rezygnować- podejmie własciwą decyzję.
I absolutnie , nawet w głebi duszy nie bierz sobie do serca nacisków B. Przecież nie możesz być odpowiedzialna za jej kompleksy, z którymi tylko ona może sobie poradzić. A poradzi sobie z nimi wtedy, jeśli zrozumie, że ich się nie pozbędzie, próbując degradować kogoś innego. To tak, jakby ktoś przeciętnie zarabiajacy, biznesmenów, czy osoby na dobrze płatnych etatach -odsądzał od czci i wiary za, to, że mają intratne posady - nie bacząc na to, że aby osiągnąć taką pozycję , potrzebne jest mnóstwo pracy, samozaparcia, nauki...
Co do "mojej " dowodzącej na tamtej szteli. Rodzina się jej w końcu pozbyła i wcale nie z mojej inicjatywy. Ta pani za bardzo chciała "rządzic" i "ustawiać" .