Ostatnie dwa dni czaiłam się w krzakach, podglądając Was tylko od czasu do czasu. Wsiąkłam w serial na Netflixie
Dzisiaj się uwijałam, bo w planach był wyjazd do syna babci. Był, bo zadzwonił parę minut temu, że po nas nie przyjedzie. Synowa jest przeziębiona, więc lepiej dmuchać na zimne, niż żeby jakaś corona miała nas dopaść. Babcia baaardzooo zawiedziona
I nie może zrozumieć dlaczego.
Mógł wcześniej zadzwonić, to inaczej dzień bym zaplanowała.
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Sprężyłam się i zrobiłam dużo więcej niż normalnie. Pierwszy raz też duszowałam babcię. I chyba ostatni. Prysznic beznadziejny, nie rozumiem czemu pfleżki nie wspomniały o tym. Woda ciepła leci bardzo cienkim strumieniem,jak trochę mocniej odkręcisz ,to temperatury nie można uregulować, to zimna, to gorąca. Upociłam się bardziej z nerwów niż z wysiłku, bo wysiłek niewielki. Babcia sama wstaje, siada, pomaga. Bałam się tylko żeby jej nie oparzyć czy też lodowatym strumieniem nie wystraszyć. Ale dałyśmy radę. Babcia wypucowana, nabalsamiona,wyandulowana
Nie wiem jak te Caritasówki ją myją, 10 minut i pa wsiom. Łazienka prawie sucha. U mnie z pięć mokrych ręczników a wody, jakby kaczki pływały
.
I taka swieżusia nie ma się komu babcia pokazać. Pewnie ciężko będzie popołudnie przetrwać, bo przecież już zapomniała że nici z wyjazdu i trzeba będzie co chwilę na nowo tłumaczyć.
Przyjemnej jeszcze soboty Wam życzę