Dzień dobry ,już na pełnych obrotach i nawet po śniadaniu. Też dobrze pamiętam dzień 13 grudnia roku pamiętnego. Obudziliśmy się i...Nie było teleranka. Spodziewaliśmy się że może to nastąpić,byliśmy tylko niepewni jak się sytuacja będzie rozwijała. I niepokój, co będzie z dziećmi, gdybyśmy nie wrócili któregoś dnia do domu. A w nim dwóch maluchów, za miesiąc mieli świętować urodziny-starszy trzecie, mlodszy pierwsze. Mieliśmy na szczęście dobrą nianię i wielu przyjaciół. Piękne było to, jak ludzie w tym trudnym czasie pomagali sobie wzajemnie,jak dzieliliśmy się zdobyczami,wymieniliśmy tym, czego ktoś miał więcej. Za ścianą sąsiedzi,z dwójką dziewczynek w wieku naszych chłopców, aktywnie działali w Solidarności. Na zmianę z mężem biegaliśmy do nich na tajne spotkania ,jedno na zebraniu,drugie u nas w domu zajmowalo się dziećmi. Czasami miałam ich sporo do ogarnięcia. A ktoś inny spacerował mając nasz blok na oku, żeby w razie czego dać znać.
Tak, to był ciężki czas, ale przyjaźnie które się wtedy zawiązały, trwają do dzisiaj. Wtedy nie było śmiesznie, ale teraz, kiedy się spotkamy, śmiejemy się z wielu sytuacji. Mój mąż był ode mnie 5 lat starszy. Ja wtedy 24-letnia, byłam najmlodsza w tym spiskowym towarzystwie, reszta to przeważnie znajomi męża że studiów. Jak ja się czułam zaangażowana, potrzebna, świadoma, że uczestniczę w czymś ważnym. Może dlatego z łezką w oku, z pełną akceptacją, trochę może z zazdrością, patrzę dzisiaj na młodych protestujących ludzi. To jest ich czas. I chociaż pewne rzeczy mi się nie podobają, to przecież 39 lat temu, nawet moi rodzice uważali mnie za burzycielkę spokoju i nieodpowiedzialną. Później przyznali, że dobrze robiliśmy.
Tyle wspomnień o ważnych sprawach, a teraz wracam do ważnej podopiecznej, życząc Wam pięknej niedzieli
