Wałeczki baaardzo powoli spadają ale pomalutku. "Dreptam", bo bieganiem tego nie nazwę albo idę z kijkami tak na ok 1,30 minut w te jeszcze zielone winogrona. Fajnie, że mam tu gdzie chodzić. Ostatnio ledwo do domciu się przyczłapałam a ile jeżyn po drodze zjadłam !! Bo jak się chce pić a nie ma się wody, to dobre na ugaszenie pragnienia jest wszystko a jeżyny pod ręką. Na podłodze w pokoju leży kocyk. Jak tylko kręgosłup dokucza to ja baaach, na plecki i wywijam delikatnie czym się da... hehe. Czasami udaje mi się zrobić kilka brzuszków. Na dodatek mam niezły fitness po schodach, bo chałupa duża. Już czuję, że nogi i dupcia wzmocnione są, Ale krągła jestem i chyba już taka zostanę. Dziadek mówi, że jestem bardzo "beweglich", no fakt ale puchatek i tak jestem, tylko ruchliwy. Tylko dziadek nie lubi jak wychodzę z domciu ale musi biedaczek to przeżyć. Nie ma siły !!
Mozah, ja tak żartowałam z tym próbowaniem wyklepanego mięska.