06 kwietnia 2014 21:40 / 3 osobom podoba się ten post
Prawda jest taka, że jeśli chodzi się na jakąkolwiek terapię, to bardzo często młotek i to nie gumowy jest w ruchu. Najpierw człowiek czuje się cholernie obrażony, bo jakże to tak z grubej rury, lecz jeśli chce żyć w prawdzie wobec siebie, to wcześniej czy później doceni to, co usłyszał. Bo forma ma znaczenie, lecz ważniejsza jest jednak istota, treść przekazu. I myślę, że na tym polega dorastanie do dojrzałości, by tę istotę umieć zauważyć i się nią przejąć.
Kiedy byłam nastolatką wracałam często późno do domu, bo albo się zagadałam z kumpelami, albo teatr kończył się dobrze po 22. Moja mama regularnie wymyślała mi wtedy od kurew. Całe lata byłam za to na nią obrażona, uważając że jeśli się kogoś kocha, to się tak nie mówi. Niedawno znajomy psycholog pokazał mi inny punkt widzenia.
Powiedział
-Zachowywała się tak, bo cię kochała i bała się, że ktoś w nocy zrobi ci krzywdę
Mama była prostą kobietą, zestresowaną dodatkowo trudnym życiem z ojcem. Miała też zdecydowany charakter. Nie przyszłoby jej do głowy z tych i jeszcze innych powodów bardziej subtelne zachowanie.
I wiecie co, jestem wdzięczna temu facetowi za jego spojrzenie, tak inne od mojego, bo miał rację. Ale najpierw myślałam, że jest jakiś nienormalny. Potrzebowałam czasu, aby go docenić.