Powoli dzień się kończy. Jest jeden plus z tego wszystkiego - w dużym pokoju są tylko 2 fotele, więc jeden fotel zajmuje Babcia, a drugi Dziadek. Dla mnie na szczęście nie ma

. "Zmuszona" jestem więc siedzieć w swoim pokoiku

.
Chociaż siedzieć się w zasadzie nie da, bo dzisiaj tutaj jak na dworcu. Była dwa razy już pani doktor, 2 razy Pflege, facet od jedzonka dla Dziadka, ale pompy nie przyniósł, pompa będzie pewnie w środę, więc teraz tylko strzykawkami jedzenie do żołądka, łącznie z tabletkami.
Babcia siedzi cicho wystraszona, za to Dziadek chce rządzić - właśnie mi powywalał tabletki Babci, On chyba uważa, że wie lepiej niż lekarze, bo np. wciska mi, że Babcia powinna Aspirynę jeść 2 razy dziennie, a nie je jej wcale. Przyznam się, ze ja przygotowywałam te tabletki ( nie ma ich dużo), ale porozmawiam z synem Babci - skoro Dziadek jest taki mądry, to niech sam je przygotowuje, albo niech synek się pofatyguje i przygotuje je mamusi.
Z Dziadkiem jest trudny kontakt, On nie mówi przez tą rurkę, rusza buzią, ale nic nie słychać, częściowo się domyślam z ruchu warg, co On chce, część rzeczy mi musi napisać. Babcia też ma z tym kłopoty, a to dla Niego dodatkowy stres.... Nie wiem jak to się wszystko poukłada...., przyznam się, że jestem zmęczona i to nie fizycznie...
Jeszcze, gdy zobaczyłam, jak On Ją popycha, a Ona się kuli ze strachu. Chwyciła mnie tak za ramiona, ze miałam odciśnięte Jej palce... Zawsze mówili o sobie jako o idealnym małżeństwie.... Nie wiem co o tym myśleć...