Wrócę do wczorajszego dnia. To była fajna niedziela. Długi spacer po Stadtparku,kawa to go,kafejki jeszcze pozamykane,tylko wózki albo budki z kawą,napojami i przekąskami. Pogoda prawdziwie wiosenna to i tłumy spacerowiczów. Po pauzie udało mi się Pedepcię namówić na spacer,potruchtałyśmy pół godzinki. Po powrocie planszówka,żeby czas szybciej zleciał. Żeby się czymś zająć i nie nudzić,pomyślałam ze przygotuję coś smacznego i zaprosimy Giselę na kolację. Obie,i Ona, i babcia bardzo się ucieszyły. No to posadziłam na sałacie jajka na twardo z polskim majonezem,nie pożałowałam drobniutko posiekanego szczypiorku,jeszcze pomidorki z mozarellą i świeżą bazylią,smarowidełka i chrupiące bagietki odgrzane w piekarniku. Gisela przyszła z butelką dobrego,czerwonego,francuskiego Merlota i przesiedziałyśmy do...21:20

. No to,to już absolutnie nieakceptowalne?,jak można tak długo z babkami siedzieć

. Ano można,żadna z nich nie mogłaby być moją babką,Pedepcia co najwyżej matką a Gisela starszą koleżanką. I chociaż ktoś może mi zarzucić,że zakłocam plan dnia,że nie ma jakichś reguł,których się ściśle trzymamy,to dla mnie był to udany,ciekawy wieczór. Takiego samego zdania były "moje dziewczyny", w przyszłym tygodniu mamy zamiar zrobić powtórkę z rozrywki
