Nieocenione Opiekunki

04 lutego 2020 21:06 / 3 osobom podoba się ten post
Mycha

Uważam, że te "granice" są bardzo pomocne w naszej pracy. Od kiedy nauczyłam się je wyznaczać jest mi o wiele łatwiej. Jestem tutaj w pracy a nie u cioci czy kuzynki. Nie zaprzyjaźniam się, znajomych i przyjaciół mam w PL. Rodzina czy podopieczni mogą być mili, obyci, otwarci ale ich interesem jest zapewnić rodzicowi w miarę odpowiedzialną opiekunkę. Z chwilą kiedy rodzic umiera, umiera też temat opiekunki. 

Mycha, zgadzam się z Tobą.
06 lutego 2020 18:38 / 6 osobom podoba się ten post
Trochę o Niemkach piszę dziś.
 
Podaję link:
http://nieocenioneopiekunki.com/jak-niemki-czuja-sie-w-tej-pracy/
06 lutego 2020 18:44 / 2 osobom podoba się ten post
krymas148

Trochę o Niemkach piszę dziś.
 
Podaję link:
http://nieocenioneopiekunki.com/jak-niemki-czuja-sie-w-tej-pracy/

Przeczytałam pobieżnie ale już wiem,ze to świetny artykuł 
06 lutego 2020 19:26 / 3 osobom podoba się ten post
krymas148

Trochę o Niemkach piszę dziś.
 
Podaję link:
http://nieocenioneopiekunki.com/jak-niemki-czuja-sie-w-tej-pracy/

Świetny artykuł,! To wszystko prawda, co piszesz.Jak mam mniejsze, znacznie mniejsze doświadczenie w pracy w Niemczech od Ciebie, ale postrzegam podopiecznych i naszą pracę w podobny sposób. :
06 lutego 2020 19:51 / 5 osobom podoba się ten post
Podoba mi się ten artykuł! Brakowało mi od tej strony informacji- jak reagują Niemki w trudnych sytuacjach. I okazuje się, że podobnie... Wiele razy irytowało mnie narzekanie koleżanek w sytuacjach, gdzie nie próbowały nic z tym zrobić- pytałam o to.
Wiem, że zdarzają się opiekunki w podbramkowych sytuacjach, gdzie nie pozostaje nic innego, tylko zacisnąć zęby i wytrwać. Byłam w takiej czarnej du...ie, wtedy w hotelu pracowałam- też w Niemczech. Ale kiedy tylko mogłam pozwolić sobie na odrobinę oddechu, to postawiłam granice- i zostałam tej pracy pozbawiona. Nie zmartwiłam się zbytnio, bo już trudny moment był za mną, a tam, nawet gdyby uwzględniono to, o co prosiłam, to praca była mocno stresowa- z powodu mobbingu. Którego dopuszczała się Polka, nie Niemcy.
Spróbowałam w opiece, za mniejsze pieniądze. Bałam się. Ale nie żałuję- jest mi tu dobrze. Ale tamto miejsce mam w pamięci. Gdyby dziewczyny umiały działać wspólnie, to by nie było tak ciężkiej pracy i poniżeń. Węgrom się udało- bo solidnie pracowali, ale domagali się też przyzwoitych warunków i je uzyskali. Z całej międzynarodowej grupy Polki były najgorzej traktowane- bo dały na to przyzwolenie. I, tak jak piszesz w artykule- nie chodzi tu o przeklinanie, czy jakąś walkę- ale o stawianie granic i trzymanie się tego.
A jak się nie da, to miejsce toksyczne zmienić- szkoda zdrowia. Zwłaszcza, że w "opiekunkowie" nie stanowi to problemu. Byłam półtorej roku w jednym miejscu gdzie się spotykało 6 Polek- czyli w sumie poznałam kilkanaście osób, bo się większość zmieniała. I widziałam, jak sobie świetnie z pdp. radzi osoba spokojna, pewna siebie z przyzwoitą znajomością języka- gdzie zmienniczka, która jest tam 2 lata ma ciągłe problemy. Bo spuszcza głowę, nic nie mówi,  tylko koleżankom się żali, jak jest źle.
 
Często przeciwstawiamy sobie tutaj w pracy dwie grupy: Polacy- Niemcy, jak się zachowują wobec nas. A wygląda na to, że jest jak wszędzie- czyli ci, co sobie dadzą na głowę wejść, i ci, co nie!
Jeszcze, żeby nasze firmy też były bardziej wyważone, i słuchały z równą uwagą i nas, naszych podopiecznych i ich rodzin...
 
06 lutego 2020 20:00 / 5 osobom podoba się ten post
Bardzo ciekawy , pokrzepiający artykuł. Często trzeba być twardym ( chociaż ja jestem z natury łagodna) , jasno określać granice w tej pracy. Chociaż trzeba też rozumiec naszych pdp (w sensie dlaczego zachowują się tak a nie inaczej). Bo np przychodzi nam do domu jakiś obcy babsztyl (może mieć jak najlepsze chęci) i mówi mi co mam robić. Co JA mam robić we własnym domu, w którym byłam ze tak powiem Panią od iluś tam lat? No i czy bym się nie denerwowała, nie irytowała? A dodając do tego rózne choroby ograniczające nasze rozumienie, postrzeganie. Dlatego trzeba rozmawiać, tłumaczyć, zgłaszać gdzie się da. Bo jak my o siebie nie zadbamy, to nikt tego za nas nie zrobi
06 lutego 2020 20:06 / 3 osobom podoba się ten post
pulpecja86

Bardzo ciekawy , pokrzepiający artykuł. Często trzeba być twardym ( chociaż ja jestem z natury łagodna) , jasno określać granice w tej pracy. Chociaż trzeba też rozumiec naszych pdp (w sensie dlaczego zachowują się tak a nie inaczej). Bo np przychodzi nam do domu jakiś obcy babsztyl (może mieć jak najlepsze chęci) i mówi mi co mam robić. Co JA mam robić we własnym domu, w którym byłam ze tak powiem Panią od iluś tam lat? No i czy bym się nie denerwowała, nie irytowała? A dodając do tego rózne choroby ograniczające nasze rozumienie, postrzeganie. Dlatego trzeba rozmawiać, tłumaczyć, zgłaszać gdzie się da. Bo jak my o siebie nie zadbamy, to nikt tego za nas nie zrobi


Dodam tylko., że często w rozmowie podopieczni przyznają się do tego, że dla nich obecność bądź co bądź obcej osoby w domu to też nowa, trudna i często stresująca sytuacja. Zawsze trzeba dać sobie czas, rozmawiać i pilnować wyznaczonych  granic
06 lutego 2020 20:16 / 4 osobom podoba się ten post
Stawianie granic jest bardzo ważne, dla nas ważne. Mam wrażenie, że nie wszyscy rozumieją co to znaczy "stawianie granic". Jedziemy do pracy z ludzmi starszymi. Oni często się boją, nie rozumieją już tak dobrze tego świata, tych kobiet z Polski, które się ciągle wymieniają. Często mają przykre doświadczenia z opiekunkami. Czasami wolą nie narzekać. Jako opiekunki musimy rozumieć starszych ludzi. W większości są sami, rodzina daleko albo wpada co jakiś czas. Od kontaktu jakim z nimi nawiążemy zależy ich spokój itp. Ja zawsze staram się. Na początku obserwuję bo czasami stawianie granic nie jest konieczne. Trafiali sie i tacy podopieczni. Ale jak zauważę "niezdrowe" zakusy, to pieronem określam granice, bo jak nie, to same wiecie jak się to kończy. 
07 lutego 2020 00:13 / 5 osobom podoba się ten post
krymas148

Gusia 29, tak pozytywnie i fajnie napisałaś o rodzinie podopiecznej, że trudno uwierzyć.
 
Ja wierzę. Ale dzięki Tobie i temu wpisowi, wiem, jak trudno uwierzyć mnie, kiedy mówię, że dobrze mi się w Niemczech pracuje. Niejedna mówi, że to niemożliwe, jak opisuję na blogu.  Że słodzę i na pewno mam ze sobą problemy i je skrzętnie ukrywam, a daję się wykorzystywać Niemcom. :) Żebym napisała prawdę, wówczas miałabym więcej czytelników, gdyż by się ze mną mogli utożsamić. :)
 
Więc Gusia, idąc tym tokiem myślenia, co ty tam ukrywasz, że tak dobrze ci jest w tej rodzinie. Odkryj to drugie dno. :)
 
A tak na poważnie. Jak myślisz, czy miałyście wpływ na to, że takie jest podejście podopiecznej i rodziny do was, czy miałyście szczęście, że tak trafiłyście?
 
Pozdrawiam

Krymas, trochę trwało, zanim Tobie odpisuję. Szukałam tego drugiego dna. 
Jestem tutaj już 3 tygodnie i cieszę się, bo wiem, że Ty na pewno mi uwierzysz-nie znalazłam tego drugiego dna, bo go nie ma po prostu .
Czy miałyśmy wpływ na takie podejście pdp i rodziny do nas, opiekunek, czy szczęście, że tak trafiłyśmy?
Ja na pewno miałam szczęście, bo jestem tutaj pierwszy raz i przyjechałam na wypracowane już przez innych panujące reguły. Wiem, że te 8 godzin wolnego raz w tygodniu wynegocjowała z synem podopiecznej opiekunka, która przyjeżdża tutaj już od  dwóch lat, a nie była tą, która otwierała tę Stelle. Firma nam tego nie zagwarantowała, chociaż może i tak, bo w umowie mam to zapisane-minimum 2 godziny dziennie i jedno popołudnie w tygodniu wolne. Ale wiem, że osoby, które przyjeżdżały wcześniej (od 3 lat są opiekunki),nie korzystały z tego. Może nie potrzebowały, może nie chciały gdzieś dalej wyruszać ,a 8 godz w tej małej miejscowości, nie ma co robić, szczególnie o tej porze roku. 
B.porozmawiała z synem pdp i nie było problemu-skoro się należy, to trzeba to zorganizować. Zatrudniona została młoda kobieta, Niemka ,która raz w tygodniu przychodzi i dotrzymuje babci towarzystwa, od 14 do 20. Opiekunka może już o 12:30 wyjść z domu i wrócić o 20:30.Po obiedzie babcia śpi, ta zatrudniona dodatkowo osoba przygotowuje popołudniową kawę, wychodzi na spacer, przygotowuje kolację i o 20 wychodzi. Babcia w tym czasie ogląda tv. Ja przed 20 byłam już zawsze w domu, więc miałyśmy chwilę, żeby pogadać. 
Miałam więc szczęście, ale na atmosferę, jaka panuje w czasie kiedy ja tutaj pracuję, wpływ mam już  tylko ja sama. A ta jest naprawdę bardzo dobra. 
Pdp ma jednego syna, który przyjeżdża raz w tygodniu, wieczorem, przywozi pieniądze, pyta czy czegoś nie potrzebujemy, posiedzi i odjeżdża. Ma też dwie młodsze siostry, jedną na miejscu, drugą trochę dalej. Ta "przyjezdna "odwiedza nas raz w tygodniu, wpada na godzinę i juz jej nie ma. Ta "miejscowa " często dzwoni,raz w tygodniu też się spotyka z siostrą tutaj, albo zaprasza ja do siebie. 
Nie ma niezapowiedzianych  wizyt, wszyscy wcześniej dzwonią i pytają, kiedy mogą przyjechać czy przyjść. 
Opiekunka nie chodzi z babcią na wizyty lekarskie, zawsze towarzyszy jej  ktoś z rodziny. 
Nikt nie narzuca co mam kupować, zarówno art spożywcze jak i chemię, czy inne rzeczy potrzebne w domu. Nikt nie zagląda do lodówki i krzywo nie spogląda, bo coś może z wyższej półki kupiłam. Nie czuję się niekomfortowo, jeśli kupuję sobie coś, co lubię, a babcia nie. Nie czuję się niekomfortowo, jeśli babcia na kolację je mało, a ja dużo. Nie czuję dyskomfortu, jeśli na moim talerzu lądują "delikatesy ",a babcia ich nie je, bo nie lubi. Chociaż już  wiem, że wielu rzeczy nie lubi, bo nigdy ich nie próbowala. Przekonała się już do avocado, które teraz codziennie by jadła ,do jedzenia sałaty na kolację z dodatkiem fety czy sera koziego,zamiast chleba z schinkenwurst. 
Na pierwszym spotkaniu syn podopiecznej powiedział, na czym jemu zależy. Na pierwszym miejscu jest oczywiście jego matka, ale opiekunka też ma się dobrze czuć w tym domu. Musi mieć komfort psychiczny, żeby chciała wrócić. 
Babcia ma już dość zaawansowaną demencję i chociaż właściwie to ja o wszystkim tutaj decyduję, to się nie szarogęszę, staram się by czuła, że to ona jest tutaj ciągle Herrin. Zawsze daję jej portfel, żeby  to ona płaciła pani od sprzątania, ogrodnikowi, to ona płaci, kiedy idziemy gdzieś na kawę. Ponieważ nie może chodzić po  schodach, zawsze jej mówię , gdzie idę i co robię. Staram się w ten sposób dać jej poczucie spokoju,że  z miejscami w jej domu ,do których, niestety,sama już  zajrzeć nie może, jest wszystko w porządku. 
I tak dobrze nam się  tutaj "wspólnie "gospodarzy 
Jest jednak coś, co tym drugim dnem mogłabym nazwać,tyle, że mnie bezpośrednio nie dotyczy,a trochę smutno się robi, jeśli chodzi o podopieczną. 
Wszyscy tutaj naprawdę dbają o nas, opiekunki, doceniają, są mili, bo zależy im na tym, żeby na dłużej dwie, ciągle te same się zmieniały. Bo jak wszystko dobrze funkcjonuje ,opiekunka jest zaradna ,samodzielna,sama potrafi wszystko zorganizować, to oni mają matkę z głowy. Zadzwonią, wpadną na godzinkę, albo krócej i uciekają, i mogą zająć się swoim życiem. Najważniejsze, ze matka i siostra  szczęśliwa, bo pamiętają o niej. Nikt nie zaproponował, w czasie odwiedzin, że pójdzie z nią na spacer, że może razem coś zrobią, zagrają, wspólnie coś obejrzą. Mnie to nie przeszkadza, a nawet pasuje, ale smutno, kiedy widzę ten strach w ich oczach, że nie ma już  takiego kontaktu, rozmowy na jakiś temat, bo choroba postępuje i matka, czy siostra nie wie, o czym 10 minut temu rozmawiali 
Ale ja tutaj tylko pracuję i nie mnie oceniać rodzinne więzi. 
A ponieważ  jest mi w tej pracy dobrze, to już wiem, że wrócę. Raz na pewno, a dalej...nie wiem, bo "tego jeszcze nie wie nikt "
 
 
09 lutego 2020 20:43 / 4 osobom podoba się ten post
Werska

Podoba mi się ten artykuł! Brakowało mi od tej strony informacji- jak reagują Niemki w trudnych sytuacjach. I okazuje się, że podobnie... Wiele razy irytowało mnie narzekanie koleżanek w sytuacjach, gdzie nie próbowały nic z tym zrobić- pytałam o to.
Wiem, że zdarzają się opiekunki w podbramkowych sytuacjach, gdzie nie pozostaje nic innego, tylko zacisnąć zęby i wytrwać. Byłam w takiej czarnej du...ie, wtedy w hotelu pracowałam- też w Niemczech. Ale kiedy tylko mogłam pozwolić sobie na odrobinę oddechu, to postawiłam granice- i zostałam tej pracy pozbawiona. Nie zmartwiłam się zbytnio, bo już trudny moment był za mną, a tam, nawet gdyby uwzględniono to, o co prosiłam, to praca była mocno stresowa- z powodu mobbingu. Którego dopuszczała się Polka, nie Niemcy.
Spróbowałam w opiece, za mniejsze pieniądze. Bałam się. Ale nie żałuję- jest mi tu dobrze. Ale tamto miejsce mam w pamięci. Gdyby dziewczyny umiały działać wspólnie, to by nie było tak ciężkiej pracy i poniżeń. Węgrom się udało- bo solidnie pracowali, ale domagali się też przyzwoitych warunków i je uzyskali. Z całej międzynarodowej grupy Polki były najgorzej traktowane- bo dały na to przyzwolenie. I, tak jak piszesz w artykule- nie chodzi tu o przeklinanie, czy jakąś walkę- ale o stawianie granic i trzymanie się tego.
A jak się nie da, to miejsce toksyczne zmienić- szkoda zdrowia. Zwłaszcza, że w "opiekunkowie" nie stanowi to problemu. Byłam półtorej roku w jednym miejscu gdzie się spotykało 6 Polek- czyli w sumie poznałam kilkanaście osób, bo się większość zmieniała. I widziałam, jak sobie świetnie z pdp. radzi osoba spokojna, pewna siebie z przyzwoitą znajomością języka- gdzie zmienniczka, która jest tam 2 lata ma ciągłe problemy. Bo spuszcza głowę, nic nie mówi,  tylko koleżankom się żali, jak jest źle.
 
Często przeciwstawiamy sobie tutaj w pracy dwie grupy: Polacy- Niemcy, jak się zachowują wobec nas. A wygląda na to, że jest jak wszędzie- czyli ci, co sobie dadzą na głowę wejść, i ci, co nie!
Jeszcze, żeby nasze firmy też były bardziej wyważone, i słuchały z równą uwagą i nas, naszych podopiecznych i ich rodzin...
 

Każda narodowość ma swoje typowe cechy. My gościnność na przykład a Niemcy oszczędność :). To, co mnie ciekawiło, to to, jak właśnie Niemkę opiekunkę traktują Niemki podopieczne. Tutaj jest podobnie, czy Polka czy Niemka, rzeczywiście, jak sobie damy wejść na głowę to mamy ciężej. 
 
Jeszcze ciekawi mnie jeden aspekt. Jak nasi seniorzy i ich rodziny traktują zatrudnione na 24 h opiekunki (opieka domowa), Polki lub na przykład Ukrainki. Badam teraz ten aspekt. Ktoś coś?
 
Też zauważyłam, że my Polki rywalizujemy a nie wspieramy się. Mam wrażenie, że mamy wymówkę. Pracujemy u Niemca, Niemiec zły i nam się źle pracuje. A nie zawsze tak jest. 
 
Ja wiele musiałam się nauczyć, by umieć powiedzieć "nie". Wiele lat mi to zajęło i jeszcze się uczę.
 
Werska, co u Ciebie znaczy stawiać granice?
09 lutego 2020 20:45 / 3 osobom podoba się ten post
Kika67

:piatka::oklaski:
Dodam tylko., że często w rozmowie podopieczni przyznają się do tego, że dla nich obecność bądź co bądź obcej osoby w domu to też nowa, trudna i często stresująca sytuacja. Zawsze trzeba dać sobie czas, rozmawiać i pilnować wyznaczonych  granic:-)

No właśnie, też o tym myślałam. Kręcenie się po domu obcej osoby przez 24 h. Wiem, nie mają wyjścia, ale to też może być trudne.
A Kika67 co dla Ciebie znaczy pilnować wyznaczonych granic?
 
 
09 lutego 2020 20:57 / 4 osobom podoba się ten post
Gusia29

Krymas, trochę trwało, zanim Tobie odpisuję. Szukałam tego drugiego dna. 
Jestem tutaj już 3 tygodnie i cieszę się, bo wiem, że Ty na pewno mi uwierzysz-nie znalazłam tego drugiego dna, bo go nie ma po prostu .
Czy miałyśmy wpływ na takie podejście pdp i rodziny do nas, opiekunek, czy szczęście, że tak trafiłyśmy?
Ja na pewno miałam szczęście, bo jestem tutaj pierwszy raz i przyjechałam na wypracowane już przez innych panujące reguły. Wiem, że te 8 godzin wolnego raz w tygodniu wynegocjowała z synem podopiecznej opiekunka, która przyjeżdża tutaj już od  dwóch lat, a nie była tą, która otwierała tę Stelle. Firma nam tego nie zagwarantowała, chociaż może i tak, bo w umowie mam to zapisane-minimum 2 godziny dziennie i jedno popołudnie w tygodniu wolne. Ale wiem, że osoby, które przyjeżdżały wcześniej (od 3 lat są opiekunki),nie korzystały z tego. Może nie potrzebowały, może nie chciały gdzieś dalej wyruszać ,a 8 godz w tej małej miejscowości, nie ma co robić, szczególnie o tej porze roku. 
B.porozmawiała z synem pdp i nie było problemu-skoro się należy, to trzeba to zorganizować. Zatrudniona została młoda kobieta, Niemka ,która raz w tygodniu przychodzi i dotrzymuje babci towarzystwa, od 14 do 20. Opiekunka może już o 12:30 wyjść z domu i wrócić o 20:30.Po obiedzie babcia śpi, ta zatrudniona dodatkowo osoba przygotowuje popołudniową kawę, wychodzi na spacer, przygotowuje kolację i o 20 wychodzi. Babcia w tym czasie ogląda tv. Ja przed 20 byłam już zawsze w domu, więc miałyśmy chwilę, żeby pogadać. 
Miałam więc szczęście, ale na atmosferę, jaka panuje w czasie kiedy ja tutaj pracuję, wpływ mam już  tylko ja sama. A ta jest naprawdę bardzo dobra. 
Pdp ma jednego syna, który przyjeżdża raz w tygodniu, wieczorem, przywozi pieniądze, pyta czy czegoś nie potrzebujemy, posiedzi i odjeżdża. Ma też dwie młodsze siostry, jedną na miejscu, drugą trochę dalej. Ta "przyjezdna "odwiedza nas raz w tygodniu, wpada na godzinę i juz jej nie ma. Ta "miejscowa " często dzwoni,raz w tygodniu też się spotyka z siostrą tutaj, albo zaprasza ja do siebie. 
Nie ma niezapowiedzianych  wizyt, wszyscy wcześniej dzwonią i pytają, kiedy mogą przyjechać czy przyjść. 
Opiekunka nie chodzi z babcią na wizyty lekarskie, zawsze towarzyszy jej  ktoś z rodziny. 
Nikt nie narzuca co mam kupować, zarówno art spożywcze jak i chemię, czy inne rzeczy potrzebne w domu. Nikt nie zagląda do lodówki i krzywo nie spogląda, bo coś może z wyższej półki kupiłam. Nie czuję się niekomfortowo, jeśli kupuję sobie coś, co lubię, a babcia nie. Nie czuję się niekomfortowo, jeśli babcia na kolację je mało, a ja dużo. Nie czuję dyskomfortu, jeśli na moim talerzu lądują "delikatesy ",a babcia ich nie je, bo nie lubi. Chociaż już  wiem, że wielu rzeczy nie lubi, bo nigdy ich nie próbowala. Przekonała się już do avocado, które teraz codziennie by jadła :-),do jedzenia sałaty na kolację z dodatkiem fety czy sera koziego,zamiast chleba z schinkenwurst. 
Na pierwszym spotkaniu syn podopiecznej powiedział, na czym jemu zależy. Na pierwszym miejscu jest oczywiście jego matka, ale opiekunka też ma się dobrze czuć w tym domu. Musi mieć komfort psychiczny, żeby chciała wrócić. 
Babcia ma już dość zaawansowaną demencję i chociaż właściwie to ja o wszystkim tutaj decyduję, to się nie szarogęszę, staram się by czuła, że to ona jest tutaj ciągle Herrin. Zawsze daję jej portfel, żeby  to ona płaciła pani od sprzątania, ogrodnikowi, to ona płaci, kiedy idziemy gdzieś na kawę. Ponieważ nie może chodzić po  schodach, zawsze jej mówię , gdzie idę i co robię. Staram się w ten sposób dać jej poczucie spokoju,że  z miejscami w jej domu ,do których, niestety,sama już  zajrzeć nie może, jest wszystko w porządku. 
I tak dobrze nam się  tutaj "wspólnie "gospodarzy :-)
Jest jednak coś, co tym drugim dnem mogłabym nazwać,tyle, że mnie bezpośrednio nie dotyczy,a trochę smutno się robi, jeśli chodzi o podopieczną. 
Wszyscy tutaj naprawdę dbają o nas, opiekunki, doceniają, są mili, bo zależy im na tym, żeby na dłużej dwie, ciągle te same się zmieniały. Bo jak wszystko dobrze funkcjonuje ,opiekunka jest zaradna ,samodzielna,sama potrafi wszystko zorganizować, to oni mają matkę z głowy. Zadzwonią, wpadną na godzinkę, albo krócej i uciekają, i mogą zająć się swoim życiem. Najważniejsze, ze matka i siostra  szczęśliwa, bo pamiętają o niej. Nikt nie zaproponował, w czasie odwiedzin, że pójdzie z nią na spacer, że może razem coś zrobią, zagrają, wspólnie coś obejrzą. Mnie to nie przeszkadza, a nawet pasuje, ale smutno, kiedy widzę ten strach w ich oczach, że nie ma już  takiego kontaktu, rozmowy na jakiś temat, bo choroba postępuje i matka, czy siostra nie wie, o czym 10 minut temu rozmawiali :-(
Ale ja tutaj tylko pracuję i nie mnie oceniać rodzinne więzi. 
A ponieważ  jest mi w tej pracy dobrze, to już wiem, że wrócę. Raz na pewno, a dalej...nie wiem, bo "tego jeszcze nie wie nikt ":-)
 
 

Fajnie to wszystko opiesałaś. Nawet jak opisujesz tę rodzinę i ich relacje, to poprzez słowa czuć ten Twój szacunek do innych ludzi. Bardzo profesjonalnie podchodzisz do swojej pracy. Tę empatię,zdrową empatię wyczuwam też. Nie chcę ci "słodzić", ale cieszę się, że w ten sposób piszesz o swojej pracy. 
 
Jak bardzo ważne są relacje między podopieczną i jej rodziną oraz między podopieczną i jej rodziną a Tobą. Mądrzy ludzie.
 
Piszesz o tej drugiej stronie: dzieci nie umieją, już nie chcą, spędzać więcej czasu z mamą. Też zauważyłam to u siebie. Ten brak bliskiego kontaktu z mamą, babcią czy starszym tatą. 
 
Pamiętam, że też na piewszym 2 miesięcznym zleceniu, rodzina mnie dobrze przyjęła i wszyscy byli życzliwi, ale jak wpadali do babci/ mamy i dziadka/taty to na chwilę i nawet nie usiedli przy stole, by wypić z nimi kawę czy herbatę. 
 
Dzięki, że to tak wszystko fajnie opisałaś.
09 lutego 2020 20:59 / 3 osobom podoba się ten post
Mycha

Stawianie granic jest bardzo ważne, dla nas ważne. Mam wrażenie, że nie wszyscy rozumieją co to znaczy "stawianie granic". Jedziemy do pracy z ludzmi starszymi. Oni często się boją, nie rozumieją już tak dobrze tego świata, tych kobiet z Polski, które się ciągle wymieniają. Często mają przykre doświadczenia z opiekunkami. Czasami wolą nie narzekać. Jako opiekunki musimy rozumieć starszych ludzi. W większości są sami, rodzina daleko albo wpada co jakiś czas. Od kontaktu jakim z nimi nawiążemy zależy ich spokój itp. Ja zawsze staram się. Na początku obserwuję bo czasami stawianie granic nie jest konieczne. Trafiali sie i tacy podopieczni. Ale jak zauważę "niezdrowe" zakusy, to pieronem określam granice, bo jak nie, to same wiecie jak się to kończy. 

Mycha, Ciebie też zapytam: jak określasz granice?
 
Dzięki za komentarz
09 lutego 2020 21:02 / 2 osobom podoba się ten post
pulpecja86

Bardzo ciekawy , pokrzepiający artykuł. Często trzeba być twardym ( chociaż ja jestem z natury łagodna) , jasno określać granice w tej pracy. Chociaż trzeba też rozumiec naszych pdp (w sensie dlaczego zachowują się tak a nie inaczej). Bo np przychodzi nam do domu jakiś obcy babsztyl (może mieć jak najlepsze chęci) i mówi mi co mam robić. Co JA mam robić we własnym domu, w którym byłam ze tak powiem Panią od iluś tam lat? No i czy bym się nie denerwowała, nie irytowała? A dodając do tego rózne choroby ograniczające nasze rozumienie, postrzeganie. Dlatego trzeba rozmawiać, tłumaczyć, zgłaszać gdzie się da. Bo jak my o siebie nie zadbamy, to nikt tego za nas nie zrobi

Pulpecja86 Ciebie też zapytam, jak określasz te granice?
 
Z ostatnich komentarzy przewija nam się ten temat, dlatego pytam. Sama też napiszę, w chwili wolnej, co ja konkretnie rozumiem przez stawianie granic.
 
Pozdrawiam
09 lutego 2020 22:02 / 2 osobom podoba się ten post
To takie pojemne słowo, tak mi się wydaje te "granice".
Np. na wcześniejszym zleceniu bardzo miła podopieczna. Chciała przedłużać czas, kiedy z nią się siedzi w salonie. To były najtrudniejsze godziny dnia dla mnie- te półtorej, czy dwa filmy z nią po południu oglądałam i szłam do pokoju. Jak było coś ciekawego w telewizji wieczorem, to razem z nią oglądałam, ale nie było to zwyczajem- choć by tego chciała. Pdp. sama nie chciała, żeby jedna zmienniczka ją kąpałą raz w tygodniu, to pflege zaczęło to robić. Po moim przejeździe chciano, żebym znów ją kąpała. Odmówiłam, bo stan się pogorszył na tyle, że zaczęło się to robić trudniejsze.
Już układałam sobie przemowę, że ja też muszę odpocząć- kiedy zięć pdp. coś pod nosem mruknął na temat późniejszego chodzenia spać (o 21 gasiła telewizor)- bo ma problem ze spaniem i wcześniej się budzi. Ale nie doszło do tego.
Nie robię rzeczy, których nie mogę, typu- zakładanie pończoch uciskowych, robienie zastrzyków z insuliny, nie rozkładam leków. Są takie zmienniczki, które to robią.
Wolałabym szybciej zakończyć zlecenie, niż godzić się na rzeczy, które by mi przeszkadzały- np. gdybym nie mogła jeść tego, co chcę, nie przestrzegano mojej przerwy, czy było regularne wstawanie nocne (od razu mówię, że nie jadę tam, gdzie jest to stale i w opisach jest, że MOŻE się zdarzyć- różne rzeczy zdarzyć się mogą).
 
Ale chyba będę się jeszcze zastanawiała, czym są dla mnie te granice...