tina 100%A w moim przypadku się sprawdza,humanistką w ogóle nie jestem,raczej techniczny umysł.Kiedyś se tam spiewałam,teraz nie sprawdzałam,jak tam z moim słuchem;)Jednak nie mam najmniejszego problemu z wymową,ze słyszeniem akcentu.A może to od tego zależy,czy ktoś sobie własciwie dobierze metodę nauki,ale to chyba w ogóle jezeli chodzi o ogólne przyswajanie wiedzy ma zastosowanie.
A ja znowu jestem typową humanistką... Liceum - profil humanistyczny, no i zainteresowania również. W podstawówce nie miałam problemów z matematyką, tak się dziwnie ułożyło, że miałam na świadectwach same piątki.... ale.... jak się później okazało, to że miałam same piatki nie oznaczało, że ja tą matematykę umiem, bo jak poszłam do ogólniaka, to jednak ledwo na 3 ciągnęłam , pomimo, że to była klasa humanistyczna i matematyka była tam mocno okrojona. Za to nie miałam najmniejszych problemów z językami (mieliśmy 3 jezyki obce) , uwielbiałam biologię, geografię.... Później kolejne zderzenie z rzeczywistością... studia i ...wybrałam rachunkowość... Matko święta, ile ja czasu nad tą matematyką siedziałam. Pamiętam jak profesor nam powiedział, że mamy bazować na wiedzy nabytej.... ale jakiej? Ja prawie żadnej wiedzy nabytej nie miałam
. Pamietam jak na pierwszym roku, w pierwszym semestrze mieliśmy macierze i później było zaliczenie, można było max uzyskać 20 punktów, a później kolejne zaliczenie z rózniczek i całek i można było również max uzyskać 20 punktów. Profesor powiedział, ze aby zaliczyć semestr, musimy uzyskać w sumie z obydwóch zaliczeń 20 punktów. Co ja wyprawiałam... w domu wszędzie były kartki, na stole, w łazience, w kuchni gdy coś robiłam, to jedną ręką mieszałam, a drugą rozwiazywałam zadania z macierzy.... Dzień zaliczenia.... później wyniki - wyczytał mnie jako pierwszą - 20 punktów.... myślałam, ze z radości dziurę w suficie wybiję..... Później już nawet nie próbowałam się tych całek nauczyć, stwierdziłam, że te 20 punktów mam , czyli semestr zaliczony
. A i tak coś z kolejnego zaliczenia mi wpadło, chociaż nie wiem jakim cudem...
A żeby było w temacie....Mój stopień znajomości języka przed pierwszym wyjazdem był ok. Podchodziłam bez strachu w siedzibie firmy... Pani się mnie zapytała jak się nazywam, gdzie mieszkam i jak jest marchewka po niemiecku.... Odpowiedziałam i na pierwszym zleceniu zastępowałam dziewczynę , która "od urodzenia" jest dwujęzyczna, bo jej mama jest Niemką
. Jak usłyszałam jak ona rozmawia...lepiej niż Babcia , tak sobie pomyslałam..., a okazało się, że Babcia po szwabsku szwargotała ..