Najlepszy i najgorszy produkt w Niemczech

29 maja 2013 23:25
Moja to Bull Terier- pies obronny tzn trzeba go bronić he,he Jest łagona i kocha dzieci
29 maja 2013 23:30
Ale Teriery sa super,Moj poprzedni byl Terierkiem.Prawda one lubia dzieci.Moj praktycznie rosl razem z Nimi i przez to byl taki dupa,ha,ha
29 maja 2013 23:32
Moja to też d...a,jak widzi psa większego od siebie to chowa się za mnie hi,hi
Piszemy bardzo na temat he,he Zaraz nas stąd wygonią
29 maja 2013 23:37
Tez tak mysle,bo jest osobny temat zwierzaki i cos tam.Oj tam oj tam jak baby,jak sie roztrajkotaja to zapominaja o Bozym swiecie.,ha,ha
30 maja 2013 16:12
Mój obecny podopieczny i cała rodzina praktycznie codziennie pije Sauuerkraut Saft. Spotykam się z tym pooraz pierwszy. 0,5 litrowe kartoniki.
30 maja 2013 16:15
Moja podopieczna zjadala na kolacje 0,5kg kiszonej kapuchy.Dzien w dzien.
30 maja 2013 16:18
Moja na kolację zawsze to samo-gotową fleischsalat-sam majonez i najgrosza kiełbas,pokrojona w paseczki-próbowałam,paskudztwo:(
30 maja 2013 16:21
Dobre to? Tak na kacu to bym może przyjęła, ale ogólnie to wydaje mi się to nie bardzo smaczne.
30 maja 2013 16:21
Kupiłam sobie plastry do usuwania pryszczy Clear up strips, firmy Nivea, bo mam niepożądanych gości na nosie. Nauczona w Polsce, że proszek do białego wcale nie wybiela, bawełniany T-shirt teoretycznie na długie lata po 3 praniach nadaje się do wycierania podłogi i mając podobne doświadczenia, nie wierzyłam za bardzo w skuteczność owych plastrów. Ale ku memu radosnemu zdumieniu - to działa! Nie super idealnie, lecz jest duża poprawa. Cena około 3.6 euro, jest tego parę sztuk, można nawet kochasia obdarować, bo używa się raz na tydzień.
30 maja 2013 17:41
romana

Kupiłam sobie plastry do usuwania pryszczy Clear up strips, firmy Nivea, bo mam niepożądanych gości na nosie. Nauczona w Polsce, że proszek do białego wcale nie wybiela, bawełniany T-shirt teoretycznie na długie lata po 3 praniach nadaje się do wycierania podłogi i mając podobne doświadczenia, nie wierzyłam za bardzo w skuteczność owych plastrów. Ale ku memu radosnemu zdumieniu - to działa! Nie super idealnie, lecz jest duża poprawa. Cena około 3.6 euro, jest tego parę sztuk, można nawet kochasia obdarować, bo używa się raz na tydzień.

Romana!
Co ty wypisujesz??? Kochasia???
To Ty się zadajesz z pryszczatymi?
Chyba stać Cię na kogoś o gładkim licu?
 
A dla mnie jednym z najgorszych - jeśli nie najgorszym - "wynalazków" kuchni niemieckiej jest Gruenkohl /jarmuż/. Mój poprzedni pacjent uwielbiał go i zawsze przy przygotowywaniu mój żołądek był gotów wyskoczyć z trzewii.
U nas to warzywo jest chyba mało popularne.
30 maja 2013 17:53
To jarmuż, zapomniany ale bardzo zdrowy. Kiedyś był popularny. Jadłąm i nawet mi smakował. Wszystko zależy jak się go przyrządzi. 
30 maja 2013 21:36
misiekFfm

Romana!
Co ty wypisujesz??? Kochasia???
To Ty się zadajesz z pryszczatymi?
Chyba stać Cię na kogoś o gładkim licu?
 
A dla mnie jednym z najgorszych - jeśli nie najgorszym - "wynalazków" kuchni niemieckiej jest Gruenkohl /jarmuż/. Mój poprzedni pacjent uwielbiał go i zawsze przy przygotowywaniu mój żołądek był gotów wyskoczyć z trzewii.
U nas to warzywo jest chyba mało popularne.

Misiu, pryszcze to są tacy piraci, którzy napadają na każdego, nawet na gładkolicego!  Nie masz ich, nie masz i nagle iberaszung - jest!!! Z zasadzki się zaczaił i wypadł, a wtedy my go plastrem z firmy Nivea!!!  I tańczymy na pokładzie przeciwnika taniec zwycięstwa!
31 maja 2013 22:14
Dzisiaj poznałam nowy - nieznany mi wcześniej smakowo "produkt". Schollenfilet - filet z gładzicy - jakby co to jest to ryba:) No po prostu niebo w gębie. Już mi kiedyś w restauracji dziadek to polecał, ale mówię - nie jem, nie znam, wolę coś sprawdzonego, a w ogóle wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Scholle to gładzica. No bo proszę - kto uczy się w Polsce słowa gładzica po niemiecku:) gratuluję, jeżeli ktoś zna to słowo po polsku. No ale dzisiaj na obiad kupiliśmy, bo teraz sezon na gładzice jest - i to takie spłaszczone cóś - taka jakby płaszczka. Zrobiłam ją w panierce i była tak delikatna, że aż się rozpływała. Więc jak się ktoś natknie, to warto zaryzykować.


I tak chcę Wam opisać drugą rybkę - Seelachs się nazywa - no bardzo mi też zasmakowała i często ją kupujemy. I myślałam, że to jakaś odmiana łososia. Aczkolwiek jest biała. Ale mówię - sprawdzę w słowniczku - i patrzę i zdębiałam - bo to ryba nazywa się "czarniak". No ok. Czarniak:) W każdym razie dobry:)

To wielki plus mieszkania na północy i to jeszcze 30km od morza, że często jemy świeżutkie rybki.
31 maja 2013 22:36
Jak jeszcze gładzica gdzieś może kiedyś mi się o uszy obiło, to czarniak w życiu. A nie wiesz, czy nad naszym polskim morzem można czarniaki dostać? Nie że w knajpach, bo chyba nie. Przynajmniej nie widziałam. Ale może gdzieś od rybaka. Bo bym chętnie rodzinkę zapoznała z ta nowością.
31 maja 2013 22:38
Bo Polaki są dobre, co tu dużo gadać, a dziewczyny szczególnie apetyczne.
. Wichurra, poszukam tego Scholle, bo ja jestem rybojad, ale u nas w miasteczku wybór dość skromny i za dostępne arcydzieło uważałam dotąd łososia. Nawet babci smakuje.